poniedziałek, 16 marca 2020

Ciąża i poród-moje przeżycia

Dziś jeszcze chciałabym opowiedzieć o moim porodzie. Większość kobiet doświadczyła porodu, ale dopóki nie przeżyje się tego samemu to nie wiemy czego się spodziewać...

Mój poród był ciężki, ale jestem świadoma tego, że bywają cięższe porody i szacun za to dla każdej kobiety z osobna.

U mnie to było tak...Termin miałam na 20 listopad 2019. Początek ciąży był ciężki, strasznie źle się czułam, 3 pierwsze miesiące z życia wyjęte... Potem przyszedł II trymestr-ulga niesamowita-odetchnęłam. Brzuch robił się coraz większy i ja niestety też, ale byłam bardzo podekscytowana. Wiecie pierwsze dziecko, przygotowania, urządzanie kącika no byłam w siódmym niebie i do dziś będę dziękować sobie i tylko sobie, że cały drugi trymestr zleciał mi na zakupach dla mojej kruszynki, bo wszyscy wokół mówili żebym się nie spieszyła(strata pierwszej ciąży) nie tylko mi utkwiła na psychice, ale ja mocno wierzyłam, że urodzę- że to ten moment! A dlaczego będę dziękować, że wszystko udało nam się zrobić w II trymestrze?- Bo potem przyszedł III trymestr i mój mózg postanowił zrobić sobie wolne. Kompletnie nie mogłam się zorganizować, stałam się taką ciapą jakich mało :P W głowie siedziała tylko myśl, że poród tuż tuż... No i ta rosnąca (JA) z +20kg na wadze, powodowało, że nawet butów nie byłam w stanie nałożyć. Potem przyszedł upragniony listopad. Dni mijały jak miesiące... Aż w końcu nastał 20 listopad, wizyta u doktor. Wszystko ok ale nadal cisza... Minął 20 i dalej nic... Myślałam, że zwariuje... Słyszałam tylko, że mała jest nisko i powinnam rodzić. Myślę ok. Postawiłam wszystkich w gotowości i tak mijały te dni...21..22...23...24 itd... nadal cisza. 31 jeśli nie urodzę muszę się stawić w szpitalu i tak się stało.. Godzina 12 jestem w szpitalu. CTG w normie, tętno i te sprawy w porządku, ale mała ni cholery nie pcha się na świat. Więc 16 godzina jest decyzja o baloniku. Zakładanie bolało jak cholera a w głowie myśl, jak jeszcze przeżyć poród??? 17 godzina wysyłają mnie do domu w głowie tylko WTF? Do domu? Tak i proszę się zgłosić za 24 godziny. Myślę ok no bo co... Więc jak pokraka z rurkami miedzy nogami grzeje do domu, żeby przypadkiem nie urodzić na ulicy. W domu kąpiel, kolacja i kładę się do łóżka...i zaczyna się... to znaczy myślę, że się zaczyna, ból niesamowity co 6 min. Wiec godzina 21 w auto i do szpitala. Znów CTG, cała procedura i na salę. Wyciągnięcie tego cholernego balonika, które bolało jeszcze bardziej, niż zakładanie i sprawdzanie rozwarcia. Do 4 rano darłam się jak oszalała z bólu. O 4 dały zastrzyk-przeszło, ale nadal nie rodzę... Do 6 nawet się zdrzemłam i po wstaniu decyzja... RODZIMY! I wtedy zaczęła się jazda...Kosmos i nie wiem jak to opisać. 2 godziny nie przerwanego parcia sprawiły, że pod koniec nie miałam już sił, ale udało się!!! 1 grudnia(11 dni po terminie) 08.08 rano urodziłam, piękną, zdrową dziewczynkę!!! To było przeżycie. 9 godzin w bólach i 2 godziny partych, ale wiecie co?? Było warto!!

A u Was jak wyglądał poród? Poszło sprawnie czy z komplikacjami? Chętnie poczytam o Waszych przeżyciach

Pozdrawiam

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz